Kilka miesięcy temu na rynek wkroczyły dzielnie nowe tusze do rzęs marki Revlon. Jest ich pięć, każdy przeznaczony do innych rzęs i do innych zadań specjalnych - każdy z inną szczoteczką i zakrętką w innym kolorze, co bez wątpienia pomaga w odnalezieniu ich w kosmetyczce.
Do wyboru mamy wersję ultimate all-in-one (czerwień), który jest do prawdziwych zadań specjalnych, ponieważ to takie 5 w 1 i ma spełniać wszystkie oczekiwania, wersję pogrubiającą (róż), super length (zieleń) odpowiedzialną za wydłużenie, volume+length magnified (niebieski), która wydłuża i pogrubia rzęsy, oraz dramatic definition (fiolet), która ma zapewnić efekt sztucznych rzęs. Z tych cudów posiadam trzy, które przetestowałam na swoich lichych rzęsach, a efekty uwieczniłam na zdjęciach, więc jeżeli rozważacie zakup którejś wersji, to zapraszam do sprawdzenia jak trzy z nich poradziły sobie u mnie.
kolorówka
ulubieńcy
Ulubieńcy maja - LilyLolo | Bielenda | KOBO | Artdeco | Stila | Maybelline | Makeup Atelier Paris | Emily | PUPA | ELF
23 czerwca 2016
Znowu spóźnieni, ale obecni, ulubieńcy minionego miesiąca, bo na ulubieńców czerwca przyjdzie jeszcze trochę poczekać.
Tym razem przed wami sporo zdjęć, bo i sporo produktów chcę wam przedstawić. W maju skupiłam się głównie na policzkach, rozświetleniu i brązach, czyli zaliczyłam powrót do klasyki, która w sumie jeszcze nikomu nie zaszkodziła i choć niektórzy stwierdzą, że to nuda, bo w końcu jest lato, które kojarzy się z kolorem, to co ja na to poradzę, że neony lubię jedynie na paznokciach, a szczytem szaleństwa jest u mnie fioletowa czy zielona kreska na powiekach.
Jednak nawet jeżeli jesteście takimi szalonymi duszami z żółtymi powiekami, zapraszam was do dalszego czytania, bo kosmetyki, które dzisiaj pokażę na pewno warte są poświęcenia im tej chwili. Kto wie, może kogoś na coś skuszę?
Roślinne farby do włosów od dłuższego czasu podbijają serca osób, które marzą o zmianie koloru swoich włosów, ale nie chcą sięgać po farby drogeryjne, przepełnione składnikami, które mogą zniszczyć włosy, a w rezultacie spowodować, że czupryna na tym dość mocno ucierpi i wcale nie będzie prezentować się lepiej niż wcześniej; dlatego też tak wiele osób sięga po roślinne farby do włosów, czyli henny.
Powoli wchodzę coraz dalej w świat minerałów i zaczyna mi się to coraz bardziej podobać. Pamiętam swoje początki z minerałami sprowadzonymi z USA; niestety zadowolona nie byłam i po wielu testach stwierdziłam, że widać moja skóra z kosmetykami mineralnymi się nie lubi i nie ma sensu dalej w to brnąć skoro wszystko na mojej twarzy wygląda po prostu źle.
Przez wiele lat produkty mineralne kompletnie mnie nie interesowały, ale jak wiadomo blogi potrafią skusić każdego i dlatego też postanowiłam być wspaniałomyślna i po raz kolejny wejść do tej samej rzeki.
Na szczęście obecnie na naszym rynku jest sporo marek oferujących produkty mineralne, jedną z bardziej popularnych jest na pewno LilyLolo.
Jak każda marka i ta ma swoje gwiazdy wśród, których na pewno jest rozświetlacz Star Dust, róże do policzków oraz cudne podkłady mineralne. Dzisiaj będzie za to o pewnym równie dobrze znanym, lecz bardziej kontrowersyjnych, produkcie, który jedni lubią, inni za nim nie przepadają, a jeszcze inni się go po prostu boją - zapraszam was zatem na wpis o bronzerze Waikiki od LilyLolo.
Maj za nami; nie da się ukryć, że czas leci jak szalony i człowiek nie wie gdzie znikają te wszystkie dni. Niedawno był kwiecień, dopiero powoli robiło się ciepło, a już mamy pogodę jak w lipcu, ale w końcu nie o tym dzisiaj.
Z racji tego, że zawsze coś tam wpadnie mi do koszyka podczas wizyty w drogerii, a i ostatnio dostałam kilka mazideł, na które polowałam od dłuższego czasu, pora na kolejny post z cyklu zakupowe nowości.
Ecolore, to marka stosunkowo młoda, bo na naszym rynku dostępna jest bodajże od listopada 2014 roku. Nie wiem ile z was o niej słyszało, bo jednak ich produkty rzadko pojawiają na blogach, ale może w końcu się to zmieni, szczególnie że produkty mają przyjazną cenę, szeroką gamę kolorystyczną i dobrą jakość.
Do mnie trafiły dwa minerały Ecolore: cień w odcieniu 016 Raisin oraz róż 206 Petit Beurre. Oba produkty bardzo polubiłam, dlatego też zasługują na osobne posty pochwalne;)
Kiepsko idzie mi zużywanie kolorówki; mam jej tyle, że często sięgam po coś innego i tym samym zużycie jednego produktu graniczy z cudem. Wyjątkiem są tutaj głównie korektory, no i podkłady do twarzy (chociaż tych też mam sporo).
Inaczej rzeczy się mają jeżeli chodzi o pielęgnację i produkty do włosów, co zresztą można zauważyć właśnie po postach ze zużyciami, czy też denkami.