Laura Mercier wkroczyła do Polski z impetem, sprawiając, że wishlista wielu z nas została niebezpiecznie wydłużona o kilka produktów.
Ja wciąż poważnie rozważam zakup bazy pod makijaż, chociaż ciągle odkładam to w czasie.
Takie zachcianki jednak stają się niebezpieczne, zwłaszcza kiedy marka wypuszcza na rynek nowości; nowości, które czasami sprawiają, że serce bije szybciej, a na ustach pojawia się tylko "chcę!".
Nie wiem ile z was to zna, pewnie większość maniaczek kosmetycznych;), u mnie pojawia się to coraz rzadziej, ale jak już się pojawi, to nie ma zmiłuj - tak było w przypadku nowej kolekcji szminek od Laury Mercier - Velour Lovers Lip Colour.
Dostępnych jest łącznie 20 przepięknych, napigmentowanych odcieni, ale do nas trafiło 9 z nich: Temptation, Foreplay, Sensual, Coquette, Fantasy, French Kiss, Boudoir, Infatuation i Mon Cheri, każdy w cenie 154zł za 3,6g.
Cena spora, ale jak na pewno wiecie, są produkty, za które warto zapłacić więcej, ponieważ jakościową biją inne na głowę, czy też zatyczkę, jak w tym przypadku.
W klasycznym, metalowym i prostym opakowaniu, ukryty jest prawdziwy skarb, którego rewolucyjna, długotrwała i wodoodporna formuła łączy w sobie delikatne pudry matujące z nawilżającymi właściwościami masła z mango. Szminki nie wysuszają ust, posiadają czyste, żywe kolory dzięki wysokiej koncentracji pigmentów, a lekka formuła pozwala rozprowadzić cienką warstwę pomadki, która nie obciąża ust i sprawia, że jest niemal niewyczuwalna.
Pomadki są odporne na ścieranie - nie blakną i nie rozmazują się.
Główne składniki, to specjalnie dobrane emolienty oraz pudry matujące, które sprawiają, że pomadka ma aksamitną konsystencję. Mieszanka wosków oraz olejek jojoba wygładzają usta oraz zatrzymują wodę w skórze, a kwas hialuronowy wygładza i zmiękcza usta, dostarczając im intensywnego nawilżenia. Produkt nie zawiera talku, silikonów, parabenów i siarczanów.
Opis oraz wygląd szminek jest bardzo zachęcający! tak bardzo, że pojawiły się u mnie dwa odcienie, te ciemniejsze, bardziej rzucające się w oczy, które wystarczą za cały makijaż: Temptation, czyli ciemna, krwista czerwień, oraz Boudoir, mocna, ciemna fuksja z odrobina czerwieni.
Obie przepiękne, naprawdę bardzo mocno napigmentowane, które już przy jednej, cienkiej warstwie kryją całkowicie.
Szminki mam bodajże od lutego, przez ten czas często gościły na moich ustach i mogę wam napisać, że faktycznie ich nie wysuszają. Nie dają zupełnie matowego efektu, ale kompletnie mi to nie przeszkadza, ponieważ za każdym razem jestem całkowicie zakochana w ich odcieniu, delikatnej, kremowej konsystencji, która przyjemnie sunie po ustach, oraz trwałości.
Kolor wchodzi w skórę, więc nawet kiedy szminka zejdzie z ust, a schodzi ładnie, równomiernie, odcień produktu wciąż jest widoczny.
Nie ma tu podkreślania nierówności na ustach, problemów z równomiernym rozprowadzeniem produktu, jego wychodzeniem poza kontur ust, czy też niemiłym uczuciem ściągnięcia skóry.
Jest to produkt, po którym po prostu czuć, że to pierwsza liga i okrzyk wow, który ciśnie się na usta przy pierwszym z nim zetknięciu, jest jak najbardziej na miejscu.
9 komentarze
Piękne kolory. Na pierwszy rzut oka widać, że szminki muszą nawilżać.
OdpowiedzUsuńNawilżaj i to dość porządnie:) postarali się!
UsuńWow! Wszystko wow. Pigmentacja i kolory powala. ;)
OdpowiedzUsuńFaktycznie pierwsza liga. Na ustach wyglądają fantastycznie :)
OdpowiedzUsuńPodobają mi się takie kolory, ale na kimś. Sama jakoś nie mam odwagi... ;-)
OdpowiedzUsuńMoże kiedyś! :D;) a jak nie, to z tej serii są jeszcze takie delikatne kolory:)
UsuńNo na ustach wyglądają przepięknie <3
OdpowiedzUsuńNa żywo prezentują się jeszcze lepiej:)
UsuńPrześliczne kolorki :)
OdpowiedzUsuńDziękuję za każdy komentarz:) Jeżeli masz jakieś pytanie odnośnie starszego posta- proszę napisz maila, bo niestety, ale takie komentarze pod starymi notkami łatwo przeoczyć.