kolorówka
pędzle
twarz
Lily Lolo - podkład Warm Peach i Butterscotch | kabuki brush | rozświetlacz Star Dust | bronzer Waikiki [swatche]
25 listopada 2015
Lily Lolo chyba nikomu przedstawiać nie trzeba, bo produkty mineralne tej marki od dłuższego czasu cieszą się sporym zainteresowaniem i szybko stają się kosmetycznym hitami wielu osób.
Najbardziej znane są oczywiście podkłady mineralne, wolne od nanocząsteczek, tlenochlorku bizmutu, syntetycznych barwników, substancji ropopochodnych, syntetycznych zapachów oraz parabenów.

Te w 100% mineralne podkłady są delikatne dla skóry. Można nawet napisać, że mają działanie lecznicze, ponieważ zawierają tlenek cynku, dlatego też są często używane przez osoby z cerą problematyczną i wrażliwą.
Co więcej, zawartość miki w tych produktach sprawia, że światło jest rozproszone i tym samym skóra wygląda promiennie i zdrowo, więc osoby, które mają szarą i ziemistą cerę, spokojnie mogą używać tych podkładów, aby skóra na nowo nabrała blasku.
Ostatni lakier z Mistero Milano przed wami.
Tym razem odcień, który opisałabym jako trochę rozbielony, pastelowy wrzos - czyli kolor, do którego mam słabość i który wygląda przepięknie zwłaszcza przy ciemniejszej lub lekko opalonej skórze.
Giardino Segreto, lub po angielsku Secret Garden, jak kto woli, to uroczy, delikatny kolor. Jeden z tych, które się albo lubi, albo unika, bo u niektórych może dawać efekt takiej szarej lub sinej, wręcz "trupiej" skóry.
Wprawdzie jest już połowa listopada i niebawem powinni pojawić się ulubieńcy właśnie tego miesiąca, ale u mnie zamiast tego zobaczycie ulubieńców października, po których sięgam także i w tym miesiącu, zwłaszcza kiedy się spieszę i nie mam ochoty kombinować z makijażem.
Tak to już często jest, że jak coś nam przypadnie do gustu i spełnia nasze oczekiwania, to automatycznie wyciągamy po to rękę.
W ulubieńcach października znalazło się kilka mazideł, które są u mnie od dłuższego czasu, ale po prostu o nich zapomniałam. Są także stosunkowo nowe produkty oraz jeden, który przybył do mnie wraz z początkiem października i od tego czasu jest przeze mnie namiętnie eksploatowany.
Nadeszła pora na kolejny post z waszej ulubionej serii (wnioskuję tak po statystykach), czyli serii zakupowej.
W październiku trzymałam się dzielnie, nawet bardzo, ale wszystko dobiegło końca kiedy rozpoczęły się promocje w Super-pharmie na wybrane marki.
Kupiłam to, co i tak planowałam kupić na promocji -49% w Rossmannie, ale z racji tego, że w SP mają lepsze zabezpieczenia i wiele kosmetyków jest schowanych w szufladach, to były mniejsze szanse upolowania mazideł, które były otwierane lub nawet przetestowane.
Co więcej, zawsze to jakieś kolejne punkty na koncie LifeStyle.
Wracając jednak do zakupów, to wyliczanie swoich grzeszków zacznę od mazideł, które kupiłam na początku października, kiedy jeszcze nie wiedziałam, że niebawem rozpocznie się zakupowa rozpusta. Wszystkich zainteresowanych oczywiście zapraszam do czytania i oglądania.
Wprawdzie promocja w Rossmannie trwa już od jakiegoś czasu i przed nami jest już tylko jej ostatnia część (ta na produkty do makijażu twarzy), to ilość pojawiających się postów dotyczących tego co warto kupić, nie maleje;)
Ja taki post też opublikowałam KLIK, więc nie będę was już niczym nowym kusiła. Tym razem będę wam odradzała niektóre mazidła, a właściwie, to tak wspomnę o produktach, które u mnie się nie sprawdziły i radzę wam na nie uważać, bo choć ceny są niemal o połowę niższe i jest to dobra okazja aby uzupełnić zapasy lub skusić się na produkt, który wam się od dłuższego czasu marzył, to jednak lepiej upolować coś fajnego, niż bubla, który np. oksyduje w ciągu dnia i robi z was marchewkę.
Na pewno wiele z was, przeglądając mój post dotyczący Rossmanna, zauważyło, że brak tam podkładów i pudrów, zarówno tych "normalnych", jak i tych brązujących. Powód jest jeden: sporo mazideł z drogerii używałam, ale z mało którego byłam na tyle zadowolona, aby go zużyć, a co dopiero kupić ponownie. Tym samym nie chciałam wam polecać takich kosmetyków, po które sama nie sięgałabym zbyt chętnie (choć podkład Revlon Colorstay lubię, to jednak nie używam go za często, bo jakoś automatycznie sięgam po inne mazidła).
Dzisiaj będzie właśnie o kilku podkładach oraz jednym pudrze brązującym, które według mnie lepiej sobie odpuścić podczas tego szaleństwa i wybrać coś innego;)
Nie tak dawno temu, pokazywałam wam nową, przepiękną kolekcję Artdeco, która została stworzona we współpracy z polskim projektantem, Mariuszem Przybylskim - KLIK, a dzisiaj pokażę wam coś równie pięknego: kolekcję Art Couture.
Artdeco ostatnio świętowało 30-lecie istnienia kasetkowego systemu magnetycznego - pewnie wiele z was kojarzy te przepiękne kasetki magnetyczne, które często były ozdobione cudnymi wzorami - popatrzcie właśnie choćby na kasetkę z kolekcji Mariusza Przybylskiego.
Tym razem marka postanowiła wypuścić coś trochę innego, bardziej eleganckiego i o zmienionym kształcie opakowań.