Ulubieńców i odkrycia poprzedniego, 2014, roku z kolorówki pokazywałam wam początkiem stycznia - KLIK.
Od tej pory trochę już minęło, a ja dopiero teraz wzięłam się za kosmetyki do pielęgnacji, które podbiły moje serce i cerę, a także zmieniły na lepsze wygląd mojej skóry.
Nigdy nie mogłam za bardzo narzekać na jej stan, ale miewałam oczywiście gorsze dni (a nawet miesiące) i często wyskakiwały mi małe paskudy, których ciężko było się pozbyć, a wyglądały jak czerwone rogi pewnego stwora z piekieł.
Na szczęście od pewnego czasu takie urocze, czerwone wulkany przestały zdobić moją twarz i może 2-3 razy w miesiącu wyjdzie mi jakieś maleństwo, które znika w przeciągu 3 dni. Problem zaskórników także znacznie się zmniejszył
i gdyby nie moje rozszerzone pory oraz ta przetłuszczająca się strefa T, to śmiało mogłabym piać z zachwytu przed lustrem.
i gdyby nie moje rozszerzone pory oraz ta przetłuszczająca się strefa T, to śmiało mogłabym piać z zachwytu przed lustrem.
![]() |
źródło |
Dzisiaj zatem przybliżę wam wszystkie kosmetyki, które uwielbiam i które przyczyniły się do poprawy wyglądu mojej cery. Kosmetyki, do których na pewno będę wracać i które gorąco polecam.
Dzięki nim, zmieniło się moje podejście do pielęgnacji, zmieniła się moja skóra i częściej, z wielką przyjemnością, sięgam po produkty, które wcześniej omijałam.
z których łatwo wycisnąć gęsty krem o przepięknym zapachu. Świetnie nawilżają i pielęgnują skórę dłoni. Dzięki nim zaczęłam regularnie sięgać po kremy do rąk, chociaż zawsze unikałam tego typu kosmetyku, bo denerwowała mnie ta tłusta warstwa na dłoniach.
Drugim kosmetykiem tej marki, który podbił moje serce jest peelingujące mydło kokosowe. Pachnie prawdziwym kokosem, żadna chemia. Do tego ma w sobie mnóstwo wiórek kokosowych oraz zmielone łupiny orzecha kokosowego, które może i nie peelingują idealnie, ale przyjemnie masują skórę, a zapach zapewnia przyjemne dla nosa doznania. Prawdziwa aromaterapia, która sprawia, że cały czas mam ochotę na więcej.
![]() |
źródło |
![]() |
źródło |
![]() |
źródło |
![]() |
źródło |
Było już o The Secret Soap Store, było o La Roche-Posay, a teraz będzie o Borghese. Jest to marka raczej mało u nas popularna i nie za często można spotkać jej kosmetyki na blogach urodowych. Swoją przygodę z Borghese rozpoczęłam od ogromnego kremu do rąk, kremu pod oczy, toniku i żelu do mycia twarzy. Z tych wszystkich kosmetyków polubiłam jedynie ostatni z nich, ale ze względu na bardzo promocyjne ceny na truskawie, postanowiła ponownie zaryzykować i wypróbować maseczkę błotną do twarzy. Od tego momentu jestem wielką ich fanką; mam obecnie trzy i gdyby tylko kolejna była na promocji (w wersji, której jeszcze nie mam), to na pewno szybko bym ją kliknęła.
Różnice pomiędzy tymi trzema błotkami, które posiadam, są widoczne w konsystencji oraz działaniu.
![]() |
źródło |
Fango (Active mud mask for face and body) ma ciemnozielony kolor i twardą, zbitą konsystencję. Na początku trochę ciężko się ją nakłada, ale po chwili ładnie sunie po skórze. Ta wersja jest mocno oczyszczająca, zwęża rozszerzone pory oraz usuwa martwy naskórek. Jest wzbogacona o minerały, a błoto pochodzi z toskańskich wzgórz wulkanicznych. Odżywia, odblokowuje pory i nawilża. Raczej nie poleciłabym jej osobom z wrażliwą lub suchą skórą, bo może ją podrażnić (nawet u mnie się to zdarzyło, kiedy trochę za długo ją potrzymałam). Świetnie radzi sobie z niedoskonałościami i czasami nakładam ją punktowo aby szybko pozbyć się jakiegoś przyjemniaczka.
![]() |
źródło |
Fango Brillante (Brightening mud mask for face and body) kupiłam jako drugą. Zamknięta jest w słoiczku (Active mam w plastikowym słoiku), dzięki czemu można nacieszyć oczy jej przepięknym, pastelowo różowym kolorem. Konsystencja jest już bardziej rzadka, taka budyniowa (ogólnie maseczka kojarzy mi się z budyniem wiśniowym). Ma łagodniejsze działanie jak Fango, co można odczuć na skórze, ale wciąż dobrze oczyszcza. Fango Brillante jest wzbogacona o wyciągi z roślin ( np. mandarynki satsuma), witaminy i minerały. Ma za zadanie delikatnie odświeżyć koloryt skóry, uspokoić ją, usunąć martwy naskórek i skutki zanieczyszczenia środowiska. Dobrze nawilża i faktycznie po jej użyciu skóra jest bardziej promienna, a jej koloryt bardziej ujednolicony.
![]() |
źródło |
Ostatnią, a zarazem najnowszą w moim zbiorze, jest Fango Ristorativo (Restorative Hydrating mud mask for face and body). Mam największą pojemność, do której była dołączona specjalna gąbeczka, która bardzo ułatwia zmywanie jej z twarzy. Ma najbardziej rzadką konsystencję ze wszystkich, więc i najwolniej zasycha na twarzy. Zawiera kompleks Acqua di Vita - tahitańską wodą morską i masło z brazylijskiej palmy murmuru. Przynosi ukojenie wysuszonej skórze, uzupełnia ją o składniki odżywcze, a także zmiękcza, wygładza i poprawia jej elastyczność. Kojące działanie maski podkreśla efekt chłodzenia. Maseczka także redukuje zaczerwienienia i podrażnienia skóry.
Oczywiście także oczyszcza, ale nie aż tak jak Fango Active, za to faktycznie nawilża, więc sięgam po nią kiedy widzę, że moja skóra potrzebuje porządnej dawki nawilżenia. Ma piękny, niebieski kolor i przyznaję, że to też podoba mi się w tych maseczkach- nie są tak nudne jak białe. Wiecie jaki fajny ze mnie smerf;)?
Maska świetnie dotlenia i odpręża skórę, więc warto po nią sięgać zwłaszcza podczas chłodniejszych pór roku, kiedy przebywamy w klimatyzowanych pomieszczeniach.
Od kiedy mam te maseczki właściwie nie sięgam po inne i chyba w końcu będę musiała zrobić porządek ze wszystkimi, których nie używam.
![]() |
źródło |
![]() |
źródło |
Jedyny produkt do ciała jest marki Kings&Queens, która była dostępna w Douglasie, ale niestety została wycofana. Na szczęście jest ona ze stajni Korresa, więc wydaje mi się, że ich balsamy zastąpią mi te K&Q (cenowo trochę średni to będzie interes). Na szczęście zrobiłam spory zapas balsamów, mleczek do ciała i peelingów z K&Q, więc przez jakiś czas nie muszę myśleć o zakupach.
Balsamy pachną przepięknie, mają treściwą, gęstą konsystencję, która szybko się wchłania i pozostawia delikatną warstwę na skórze. Świetnie nawilżają i pielęgnują. Nie uczulają mnie i nie powodują pieczenia mojej skóry, a z tym miałam ogromny problem. Często też balsamy powodowały wysyp krostek na moich nogach - z tymi balsamami tego problemu nie mam.
Jeżeli gdzieś znajdziecie te kosmetyki, to kupujcie! albo dajcie mi znać, chętnie skorzystam z tych informacji.
Oto wszystkie cuda, które zdeklasowały inne kosmetyki.
Używałyście któregoś z nich?
14 komentarze
Zainteresowały mnie te maski - nie dość, że świetnie działają, to mają jeszcze super opakowanie i piękne kolory :D ( no może oprócz tego ciemnozielonego błotka :P)
OdpowiedzUsuńOpakowania bardzo ładne:) a kolory genialne!
UsuńNawet jak się maska skończy, to słoiczki na pewno się przydadzą:)
Nie znam niestety nic :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam Effaclar i chyba już na zawsze pozostanę mu wierna w problematycznych sytuacjach.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że i Ty jesteś z niego tak zadowolona:)
UsuńJuż któryś raz przemyka mi przed oczami marka The Secret Soap Store. Muszę koniecznie zapoznac się z ich ofertą! :D
OdpowiedzUsuńOj, koniecznie! :)
UsuńNie używałam żadnego z tych produktów :)
OdpowiedzUsuńTe 4 ostatnie to dla mnie zupełnie nowości:)
OdpowiedzUsuńZainteresowały mnie maseczki. Różowa wygląda ślicznie, ale to Fango mam największą ochotę wypróbować.
OdpowiedzUsuńPoluj na strawberrynet, tam są często w promocji, bo z tego co wyczytałam, to Borghese jakoś w 2012 roku wyprowadziło swoje kosmetyki z naszego rynku:/
UsuńTeż powinnam zrobić takie podsumowanie.
OdpowiedzUsuńU mnie 2014 był rokiem testowania różnych produktów i chyba żadna marka nie wychodzi na prowadzenie ;)
OdpowiedzUsuńZnam tylko kremy do rak TSSS i jestem ich wielką fanką :) Gdyby jeszcze te opakownia były milsze dla oka, to już całkiem byłoby super ;)
OdpowiedzUsuńDziękuję za każdy komentarz:) Jeżeli masz jakieś pytanie odnośnie starszego posta- proszę napisz maila, bo niestety, ale takie komentarze pod starymi notkami łatwo przeoczyć.