Nastał ten dzień, kiedy wydobycie kremu do twarzy stwarza już małe problemy. Oznacza to, że niebawem będzie trzeba się z nim pożegnać i kupić nowy (jakie szczęście, że kupiłam już dwa podczas promocji). Ta przygoda może mieć dwa zakończenia, albo happy end, albo, nazwijmy to, sad end.
Ten pierwszy jest wtedy kiedy krem, którego używaliśmy przez kilka lub kilkanaście tygodni nie przypadł nam za bardzo do gustu, ale był drogi/nie mieliśmy komu go oddać/żal nam było go wyrzucić, więc męczyliśmy się z nim dzielnie i żyliśmy nadzieją, że ten szczęśliwy dzień, w którym wyrzucimy puste opakowanie do kosza, nadejdzie bardzo szybko.
Drugie zakończenie odnosi się do przeciwnej sytuacji; kupujemy krem, używamy go, piejemy z zachwytu i patrząc w lustro nie mamy już tego dziwnego grymasu na twarzy. Czasami nawet dotkniemy swojej skóry na twarzy i z ust wydobędzie nam się "oOOo' albo "wow".
Wtedy, ten dzień wyrzucenia pustego opakowania jest niestety często traumatycznym dniem.
Oczywiście, jest jeszcze jedno zakończenie, które jest czymś pomiędzy tymi dwoma opisanymi powyżej, chodzi o zakończenie git end.
Git end, czyli było git, fajny jesteś, lubię Cię, nawet bardzo, ale wiesz, młoda jestem i chcę jeszcze nabyć nowych doświadczeń nim zwiąże się z kimś na stałe.
Po co piszę o tych zakończeniach? ponieważ jakiś czas temu wykończyłam krem LRP i nadeszła pora aby coś więcej o nim napisać.
Okaże się, które z tych zakończeń będzie idealnie pasowało do naszego związku.