Dzisiaj post testowy.
Po raz pierwszy na blogu pojawia się post z zużyciami (trochę nazbierałam tych opakowań). Wiem, że takie posty często publikowane są na innych blogach i wiele osób je lubi. Sama należę do tej grupy, która woli oglądać posty zakupowe, jednak nie da się zaprzeczyć, że tutaj (w postach o zużyciach) dodatkowym plusem są takie mini recenzje, których na próżno szukać w notkach z nowościami.
Jeżeli uznacie taki post za ciekawy i interesujący, to postaram się sumiennie pamiętać o wszystkich zużytych mazidłach, cykać zdjęcia i pisać pożegnalne notki, jeżeli jednak nie jesteście za takimi postami, to będzie to pierwsza i ostatnia notka tego typu na blogu. Wszystko zależy od was;)
Tak więc, przedstawiam wam zużycia z kilku miesięcy (jak widzicie, w zużywaniu mazideł nie jestem mistrzuniem).
Korzystając z wielu promocji, które są na stronie internetowej Yves Rocher, w tym często -50% na cały koszyk, kupiłam kilka szamponów i zestawów, w skład których wchodziły kolejne szampony. Nie spodziewałam się, że polubię je jakoś szczególnie, ale muszę przyznać, że są na tyle dobre, że pewnie za jakiś czas skuszę się na kolejne sztuki. Jakiś czas temu, dna sięgnęłam w szamponie oczyszczającym z wyciągiem z pokrzywy. Faktycznie, czuć w nim pokrzywę i to mocno, zapach utrzymuje się też przez kilka godzin na włosach, co nie każdemu może odpowiadać, bo jest to taka mocna i trochę drażniąca pokrzywa. Kolejnym szamponem, który niedawno pożegnał się z tym światem, był delikatny szampon z wyciągiem z hamamelisu, który pachnie znacznie przyjemniej i delikatniej. Oba dobrze oczyszczały (pokrzywa mocniej), nie powodowały plątania się włosów. Wiele szamponów powoduje u mnie łupież i szybsze przetłuszczanie się włosów, tutaj takiego problemu nie miałam. Jeżeli ktoś szuka szampon, po którym włosy będą pięknie błyszczały, to raczej te sztuki nie przypadną mu do gustu, zwłaszcza pokrzywa.
Nareszcie udało mi się zużyć olejek arganowy z Biochemii Urody! mimo iż bardzo go lubię, to naprawdę miałam go już dość. Jeszcze tyle mazideł na mnie czeka, a ja ciągle musiałam męczyć się właśnie z tym olejkiem.
Faktycznie, pomagał mi kiedy moja skóra strajkowała i doprowadzała mnie do szału. Uspokajał małe paskudniki oraz zaczerwienienia, które często wychodziły po małym oczyszczaniu skóry. Nieźle nawilżał, ale nadal za słabo jak na moje lica. Nie zapychał mnie, czego początkowo bardzo się obawiałam. Olejek był niesamowicie wydajny, a przy tym niedrogi, bo za 50ml trzeba zapłacić 28zł. Początkowo stosowałam go codziennie, jednak później nakładałam go na noc, co drugi, trzeci dzień. Na pewno jeszcze do niego wrócę, ale tym razem kupię wersję 15ml.
Kremy Oriflame, które udało mi się wygrać na wizażu, były miłą niespodzianką. Początkowo bardzo uważnie obserwowałam swoją skórę, obawiałam się zapychania i uczulenia, ale z czasem bardzo polubiłam oba kremy, które nie zrobiły mi żadnego kuku. Optimals oxygen boost day cream do cery normalnej/mieszanej był bardzo lekki, szybko się wchłaniał i dobrze współpracował z każdym podkładem. Na chłodniejsze pory roku jest raczej za delikatny, bo nawilżanie nie jest jego najmocniejszą stroną, ale za to na lato, jest jak znalazł. Niestety intensywnie pachnie, co trochę mnie drażniło i ten sam zarzut mam wobec kremu pod oczy optimals seeing is believing eye cream, w którego słoiczku obecnie przechowuję krem La Roche Posay. Jeżeli ktoś szuka kremu pod oczy, który jest delikatny, lekki, szybko się wchłania i nawilża, to polecam tego malucha. Zauważyłam też, że miałam mniej zapuchnięte oczy rano, kiedy go stosowałam i jakby jaśniejsze cienie pod oczami, ale nie wiem jak się spisze przy bardzo ciemnych cieniach.
Zaraz po kremie z oriflame, pod oczy używałam Korres quercetin & oak aniageing & antiwrinkle eye cream, który pochodził z zestawu. Markę Korres bardzo lubię, liczyłam na efekt wow, na porządne nawilżenie i działanie jeszcze lepsze niż krem oriflame. No i muszę napisać, że trochę się rozczarowałam i coś mi się wydaję, że Korres ma znacznie lepszą kolorówkę, niż pielęgnację (a przetestowałam już sporo).
Krem był lekki, dość szybko się wchłaniał (chociaż oriflame szybciej) i w miarę dobrze nawilżał, ale na tym koniec. Jak na krem za 160zł, to cudów nie ma.
Myślałam, że szybko go zużyję, ale o dziwo, wystarczył mi na lekko ponad 1,5 miesiąca. Bardzo się cieszę, że kupiłam zestaw z takimi miniaturkami, dzięki temu już wiem, że ten krem nie pojawi się u mnie po raz drugi.
Na koniec historia pewnego burzliwego związku.
W poszukiwaniu, już może nie idealnego, ale bardzo dobrego antyperspirantu, postanowiłam wypróbować Nivea Invisible for black & white. Przetestowałam wersję clear (2 sztuki zużyte) oraz wersję pure (1 sztuka zużyta) i jak początkowo byłam zachwycona, tak przy kolejnej sztuce mój zachwyt opadł.
Już pomijam to, że antyperspirant zostawia ślady na czarnych ubraniach, ale w moim przypadku, jego główne działanie (ochrona przed poceniem się i nieprzyjemnym zapachem) to niespełniona obietnica producenta. Nie chcę używać blokerów, mam jeden, ale nie jestem do niego przekonana, więc wolę sięgać po takie antyperspiranty w sprayu. Wiadomo, że podczas intensywnego wysiłku czy ogromnego stresu, wiele produktów tego typu sobie nie radzi, ale u mnie nivea nie radzi sobie nawet w ciągu zwykłego dnia, kiedy ani się nie stresuje, ani nie wylewam siódmych potów. Myślałam, że może źle go oceniam, może trafiłam na jakąś felerną sztukę (jakimś cudem), więc kupiłam kolejną i ostatecznie przekonałam się, że to nie jest produkt dla mnie, a jego zapach, który ogólnie jest przyjemny, zupełnie nie współpracuje z moją skórą. Nie wiem czy wiecie o co mi chodzi;) ale to tak jak z perfumami, u jednej osoby na skórze perfumy pachą przecudownie, u nas, okropnie - kwestia skóry ;)
Kto wytrwał do końca;)?
10 komentarze
Mam ochotę na maskę Biovax ale nie wiem czy wybiorę akurat tą.
OdpowiedzUsuńZnam problem z antyperspirantami z Nivei, wszystko jest kolorowo, aż do trzeciego opakowania. Robię przerwę, daję im szansę, jednak sytuacja zaczyna się od nowa :/
OdpowiedzUsuńCzyli nie jestem z tym sama...już myślałam, że może tylko mi się to wydaje, bo to takie dziwne jest :/ pierwszy raz mi się to zdarzyło. Chyba dam sobie już z nimi spokój, teraz znalazłam coś lepszego;) też idealny nie jest, ale jednak znacznie lepszy od tych dziwaków;)
UsuńMnie właśnie od jakiegoś czasu kusi ten szampon YR z z wyciągiem z hamamelisu. Twoja recenzja jest kolejną pozytywną, jaką czytam na temat tego szamponu, więc przy najbliższej okazji skuszę się na niego :D A co do Nivei, to też mam podobne odczucia... same, pryśnięte w powietrze są ok, ale na skórze ten efekt niekoniecznie się sprawdza :/ Ja swój dezodorant energy fresh aktualnie zużywam, jako śmierdziuszka do wc :/
OdpowiedzUsuńI co to jest z tymi nivea? :/ na swoje skusiłam się, bo koleżanka bardzo chwaliła i po pierwszym faktycznie byłam zachwycona, ale po kolejnych opakowaniach już mam dosyć... na skórze, szczególnie po jakimś czasie, jest okropny śmierdziuch! chyba znajdę dla niego podobne zastosowanie co Ty;)
UsuńMyślę, że posty tego typu jak ten to bardzo dobry pomysł - tak jak pisałaś można napisać więcej o kosmetykach, a nie tylko je zaprezentować jak w przypadku nowości.
OdpowiedzUsuńNo to trzeba zbierać kolejne opakowania:) ciekawe gdzie to wszystko upcham:D;)
UsuńLubię denka, gdy są to krótkie recenzje, a nie po prostu zdjęcie i lista zużyć ;)
OdpowiedzUsuńSzampony z YR również lubię. Szkoda, że nie sprawdziła się u Cb maseczka Biovax. Już dawno jej nie używałam, ale kiedyś często ją kupowałam i byłam zadowolona. Jeśli chodzi o antyperspiranty to bardzo lubię Dove, z Nivea jeszcze żadnego nie miałam ;)
OdpowiedzUsuńOlejek arganowy uwielbiam, i to chyba jedyny olej, który chyba nigdy mi się nie znudzi. A co do dezodorantu Nivea u mnie też się nie sprawdził :)
OdpowiedzUsuńDziękuję za każdy komentarz:) Jeżeli masz jakieś pytanie odnośnie starszego posta- proszę napisz maila, bo niestety, ale takie komentarze pod starymi notkami łatwo przeoczyć.